niedziela, 8 czerwca 2014

Turnieje 6., 7. i 8. - Degradation Trip

Czas mija szybciej niż bym chciał. Dystraktory na każdym kroku odciągają w różne strony i pisanie o karciochach schodzi na dalszy plan. Dzisiaj zatem zbiorczo - o trzech ostatnich turniejach - z krótkimi notkami o poszczególnych rundach - bo nie wszystko pamiętam.

Turniej 6.


Wybraliśmy się do Hexa, żeby przychilloutować przy okazji turnieju. Nasilający się brak czasu i zamęt w głowie zaskutkował pójściem na łatwiznę - wziąłem deck z Assaulta - czyli Germańców skaczących i machających unitami. Nic nowego - część starć mogłem przewidzieć już na samym początku:)

Runda I vs Drumdaar EMP 0-0
Na dobry początek trafił się Boss. Zawsze w formie, zawsze z dobrymi i ciekawymi deckami. Widać, że chłopak wie co robi:) Płucząc się jakimś Hexowym bezalkoholem czy kawiorą z tęsknotą czekałem na nadejście Rodrików. Starty mieliśmy obaj dosyć przyzwoite, zaczęło się delikatne dziubanie i kontrola. U mnie jak na złość nie nadchodzili demolujący Łupieżcy, za to Drumdaarowe diecezje ze sporym opóźnieniem wyrosły w Kingdomie. Fajna gra, sporo móżdżenia, tempo nie za szybkie. Czas minął. Tajne techy zostawiam bez komenta - Bydgoszcz niedaleko, a Drumdaar się wybiera. Nie wiem czy z tym deckiem - ale drżyjcie. :P

Damen und Herren
Runda II vs Hobbit CHA 2-1
Przegrywać z wyznawcami Niszczycielskich Potęg zdarza mi się tym deckiem rzadko. Musi być jakiś poważny fakap, Kościoły i Dyscypliny na spodzie talii. Ops dość agresywnie próbował spuścić mi manto, ale udawało się  ogarnąć sytuację i zwyciężyć. Dopała Unleashem zabrała jedną grę. Dobry tech z Will of Tzeentch ;) Sypiące się z łapy karcioszki bolą sogo czasami:P Było jednak nieco za późno.

Skończyło się rumakowanie.
Runda III vs Valathorn ORC 0-2
Tu wiedziałem jak będzie. Orki leją mnie niemiłosiernie. Bilans z zielonymi jest jakis obłędnie mizerny, nic to - trza napier..ać. Dojścia jednak słabe, opsowi dowoziło co trzeba. Niby wstaję z ziemii, i znowu Szaman z Rzyganiem. Przypadek? Nie sądzę. Szybko poszły obie gry, czas na inhalację wykorzystałem w pełni.

Madafaka
Runda IV vs Stach DE 2-1
Ech, Stanisław Mroczniakami zazwyczaj sobie radzi przyzwoicie. Niewiele pamiętam z tych gier. Ale podchodziło w wygranych dobrze. Rodriki pilnowały Arek i innego ścierwa, zabijając te pływające burdele dechami. Osterknachci wysyłali na wizytę u proktologa Baby Jagi, do spółki z Korsarzami. Niby bycie Łobuzem na statku to fajna robota, ale jak źle trafisz to zostają jedynie chwiejące się zęby. Poszło do przodu. W przegranej chyba wpadłem w Kolczaste Sidła i deck spadł zbyt szybko.

Się finką zatniesz!
Runda V vs Borin CHA 2-0
Rodzinna gra o drugie miejsce. Repek odleciał już wcześniej na smokach do przodu - graty. (chociaż to Alithowy deck) Klienta naprzeciwko znam:) Z chaosem jak pisałem wyżej powinno być ok.  I było. Podeszło sympatycznie. W drugiej grze Volkmar pojawił się na stole w drugiej turze obstawiony z każdej strony. Mimo, że oberwał - za chwilę wszedł kolejny i nie było już problemów. W pierwszej zaczęło się tak sobie:) - ale może coś pokręciłem - dwa Ptasiory obstawiły boczne strefy i zaczęły  robić moim chłopakom kisiel z mózgu. Udało się podpuścić spaczone Chwasty do wspólnego ataku z Korvakiem  i potraktować je prądem. Po tym smutnym dla opsa wydarzeniu tempo było już po mojej stronie i udało się załapać na podium.

Ptak jaki jest - każdy widzi.

Wieczór przyjemny, towarzystwo wyborne.

Turniej 7.


Kolejny tydzień i powrót do GHC. Nieco mniejszy skład. U mnie jednak bez zmian - ten sam deck - niby miałem złożyć jakieś helfy czy inne badziewie, ale karty wyszły do brata, więc niekomplikowałem sprawy.

Runda I vs Keil CHA 0-2
Niby spoko - bo Chaos. Ale sypnęło niespodziankami - nawet nie ze strony opsa tylko gównianego układu kart. W obu grach podeszła mi chyba raz dyscyplina, kościoły nie zawitały na stół (jesli dobrze pamiętam) - nie jest lekko patrząc na Tzeentcha, który szczuje cię Chwastami i Nurgla, który bombarduje miłością. W obu grach tempo lub dwa za opsem, W pierwszej może jeszcze bym coś ugrał, ale Unleash pozbawił mnie złudzeń. Boski start, średnio się to układało:/

Srogi szit.
Runda II vs Valathorn ORC 1-2
Noszfoook. TYmi samymi taliami tydzień wcześniej skończyło się szybciutko. Szaman, małe i duże vomitowanie - znajoma piosenka. I Monastyrskie ścierwo z kamienia, którego nijak w drzewo zamienić nie można. Fuck it. Jedną grę ugrałem pilnując od startu możliwości rozwoju. Widocznie tak trzeba, but na gardle i no mercy. Zielona zaraza. ;)

Też madafaka.

Runda III vs BYE
Zasłużona wygrana z cholernie nudnym opsem. Na pohybel!

Runda IV vs Stach DE 2-0
Tu się trochę odkułem. Zgodność czasu i miejsca w pełni. Rodriki na supporty, Osterknachty z Priestami na Unity. Dyscyplina gdy należy i wczesne diecezje. Giń!Stach robił co mógł, ale była odpowiedź na wszystko, Mimo zagrożenia przewinięciem Ludwinio nabrał doświadczenia i po ewentualnej modlitwie do Taala Recon in Force wróciłby na łapę. Nie trzeba było. Ordynarne spalenie opsa przynosi ukojenie.

Panna wydymanna.
Runda V vs Borin HE 2-0
Familijnie. Dobre dojścia pozwoliły mi na szybkie rozwijanie się. W drugiej grze Rodrik pojawiał się i znikał wracając do rezerwy. Chyba cztery razy. Indirectowy True Mage trochę napsuł krwi, ale Ludwik nabrał doświadczenia i zrobiło się raźniej. Dary Aenariona opóźniły anihilację, ale nie zapobiegły nieuniknionemu. Fajne gry, kombinacje i zwyczajowy trashtalk. Pff.

Talk to the hand. byatch.
Graty dla Keila za solidny wynik, szkoda, że moim (między innymi) kosztem:/

Turniej 8.


Na myśl o kolejnej grze niebieskim robiło mi się już niedobrze. Z pomocą przyszedł Szymuss, który zmodyfikował nieznacznie moją talię i wyruszył z nią do boju. Szkoda tylko, że bez większych sukcesów. Musiałem zatem na Wymuszonym złożyć cokolwiek i jakoś przetrwać ten turniej. Padło na zielonych - w tym sezonie jeszcze tylko nimi nie grałem - reszta ras już odbębniona. Wurzzagh nie wchodził w grę, nie znoszę tego ścierwa i najchętniej skopałbym mu ogródek. Wróciłem zatem do talii okołodevkowej, którą jakiś rok temu pyknąłem pucharek na sympatycznym kameralnym turnieju w okolicach Bochni. Zmiany restrykcji wymusiły modyfikacje, wrzuciłem standardowo kilka niespodzianek, żebym miał wytłumaczenie po srogim łomocie, że to "fundeck przecie" :P

Deck - http://deckbox.org/sets/704599

Runda I vs Szymuss EMP 2-1
Hmm deck znałem, opsa też. Urwał mi jedną grę robiąc mi ziazia po wcześniejszej kontroli. W sumie nie bardzo pamiętam jak to się stało :) W pozostałych rytualny Grimgor pozwalał ograniczać budowlane zapędy Spawna. Snoty robiły krecią robotę dziurawiąc boli i drenując rękę opsa. Szrotem podjazdowym, z Hordą i Scrap Heapem w tle, przygotowało się grunt pod Makkę i Boar Pena. Mały rzyg kontrolował populację. Fajnie. Szybko. Do przodu.

Którędy na Grunwald?
Runda II vs Drumdaar UND 2-0
Trochę kiepsko. Raz - Drumdaar. Dwa - Nieumarli. Wszystko tam wielkie, złe i drogie - w sensie Smash'em to ja mogę własne kolana przetrącać :/ Nie było jednak źle. Trochę drobnicy u opsa się znalazło, Grimgor, likwidował Klasztorne Kingdomy. Snoty dziubały jak należy, a Makka poprawiał do spółki z goblińską hołotą. Faktem jednak jest, że Drumdaarowe Inwokacje nie wyciągały nic - co znacznie poprawiło mi komfort gry;)

nie tylko walking Dead.
Runda III vs Borin DWA 2-0
Ech trzeci turniej z rzędu. Powrót do dwarfów nieco mnie zasmucił. Ops zawsze groźny za sterami Brodatych. Sęk w tym, że w tym decku górniczym - z tunelami i devkowaniem - trochę mogłem popsuć. Cóż, że dochodziły Tunele - Pillage pozbawiał je stempli, a Grimgor na dokładkę obstawił Królestwo. Weszła kontrola, poprawiona małym vomitowaniem. Udało się rozrzucić snoty, zlobberować kogo trzeba, postwić płotek zagrodzie świniaków i jedziem. Makka robi gry i przyspiesza temat, te zielone pięści potrafią przypieprzyć. Propsy.

I have a bad feeling about this.
Runda IV vs Keil DWA 2-0
Po zeszłotygodniowym fakapie, trza się było odkuć. Keil z Załogą w decku radzi sobie nieźle. Sęk w tym, że nie podchodziło mu strasznie. W obu grach startując z jednego supportu pozwalał mi na wczesne skontrolowanie. O ile w pierwszej grze poszło dosyć gładko, o tyle w drugiej zaczęły się delikatne schody. Przyszedł Atrakcyjny Kazimierz z Kolegą z kopalni i zaczęli robić borutę. Powstawiałem Warning Posty w bok i w battla, snotasy rozrzucając na boki opsa. Powolutku zapaliłem Questa, Keil rozpirzył mi Battle'a. Przy ataku w pustego Kingdoma wrzuciłem tam z rytuału Stunty Smasha, który utrzymał mnie na 1 obrażeniu:) Potem wrzuciłem do gry chlew i Makkę z kolejnego rytuału. Jeszcze tylko Expy na Zieloną Łapę i starczyło na dopalenie Kingdoma. Uff, było blisko:)

Niewypał.
Runda V vs Repek Ska 2-1
Jest chill. Perfect Score. Wyjebane na wszystko. I Repek po drugiej stronie - czyli trochę pogadamy:) Gadka musi być:) Problem w tym, że szczuraki są pierońsko szybkie i - zanim snoty cokolwiek zrobią -  pewnie zleją mi dupsona. Nic to. W pierwszej nie ma wczesnej Hordy - znaczy się trza jechać na supportach - Scrap i Wioska, Repek wylazł bez devki więc jakoś to będzie. Pojawia się Clanleaderowe ścierwo i zaczyna mnie molestować. Skoro nie mam jednostek na stole - to Smash'em. Chwilę później jeszcze jedno. Corb, który wszedł wcześniej zablokował Rzyga. Ale dużego. buahahaha ;) Snoty tu, snoty tam, szrotem do przodu.  W drugiej przyglądająca się PETA załamałaby ręce - eksperymenty na zwierzętach to szczurzy chleb powszedni. Mały rzyg nie podszedł, za to ClanLeader zaprosił chyba całą rodzinę, pewnie spaliłbym w kolejnej, ale Repek długo się nie zastanawiał i zwyczajnie mnie dojechał. W trzeciej jakoś podeszło. Scenariusz podobny do zwyczajowego, Grimgor pokazał się od czasu do czasu i dał spokój ducha. Przyekspiłem szrot i zamknąłem temat. Fajne gry.

Deratyzacja in progress.

Uff. Udało się wygrać tym badziewiem turniej. Ale jest dużo ale.. Brak  Delfów i Chaosu na mojej drodze wyraźnie ułatwił sprawę, błędów też jakoś mniej robiłem niż zazwyczaj, i sporo szczęścia było w nieszczęściu przeciwników - a to słabe starty, a to karta nie szła.  Well, shit happens. Tym razem happened na zielono.


Apdejty soon, ale nie obiecuję kiedy dokładnie.
peace