poniedziałek, 8 września 2014

OMP 2014 - Inwazja / Być jak Kubala

   Później mówiono, że człowiek ten nadjechał od Północy od bramy Gdańskiej. Szedł pieszo, kurczowo ściskając wypchany plecak. Było późne popołudnie i kramy powroźników i rymarzy były już zamknięte, a uliczka pusta. Było ciepło, a człowiek ten miał na głowie niebieską czapkę z daszkiem. Zwracał uwagę.
   Zatrzymał się przed Gospodą "Retro Narakort", postał chwilę, posłuchał gwaru głosów. Gospoda, jak zwykle o tej porze, była pełna ludzi.
   Nieznajomy nie wszedł do "Retro Narakortu". Powlókł plecak dalej, w dół uliczki. Tam była druga karczma, mniejsza, nazywała się "Pod Drumdaarem". Tu było pusto. Karczma nie miała najlepszej sławy.
   Karczmarz uniósł głowę znad beczki kiszonych ogórków i zmierzył gościa wzrokiem. Obcy, ciągle w czapce, stał przed szynkwasem sztywno, nieruchomo, milczał.
- Co poda.
- Wody - rzekł nieznajomy. Głos miał nieprzyjemny.  - Przyjechałem tutaj pograć w kosza i rozpykać wszystkich w Inwazję, a nie mam jeszcze dowodu.
       (Fragment zaczerpnięty z opowiadania "Wiedźmin" A. Sapkowskiego)
Blisko dwa miesiące minęły od ostatniego posta. Wakacyjna posucha karciankowa, nieodłącznie związana wyjazdami i niesprzyjającymi okolicznościami, została przerwana podczas ostatniego weekendu. Otwarte Mistrzostwa Polski w Warhammera: Inwazję , które odbyły się w ramach kolejnej edycji Galaktikonu, przyciągnęły ponad czterdziestoosobową grupę tych, którzy zapragnęli, być może po raz ostatni już, stanąć do walki o tytuł mistrza kraju w grze, której śmierć ogłoszono już jakiś czas temu.

Czas przygotowań/Deck

Brak czasu na jakieś konkretniejsze rozkminianie decku i porządne testy zaowocował u mnie rozwiązaniem najprostszym z możliwych - wziąłem w garść jakieś stare decki Delfowe i Imperialne i wybrałem się na wycieczkę do Dashiego, gdzie w jego Depresji w krakowskim towarzystwie, próbowałem sobie przypomnieć o co w Inwazji chodzi..
Generalnie oklep dostawałem od każdego i z każdej strony, więc nie rozstrzygnęło to wyboru decku. Jak zwykle zdecydowałem się na ten, który miał potencjał stać się bardziej upierdliwym - czyli okołoassaultowe Imperium z Volkmarem w roli głównej. Pozmieniałem kilka kart, potem pozmianiałem je ponownie - i tak - krążąc wokół własnej osi, uznałem, że to naprawdę nie ma większego znaczenia. :)

Piąteczek

To co ma znaczenie, to miłe spędzenie czasu w solidnej kompanii. Piątkowo ustawialiśmy się na kosza, którego nie praktykowałem o wielu lat - i jak się później okazało - nie należało tego zmieniać. W towarzystwie Drumdaara, Raskoksa i Kubali, a potem również Air Przema złapałem kilka razy kolkę i straciłem oddech w upokarzający sposób. Nic to. Pocieszenie przyszło na wioskowym grillu, gdzie Borin z Morphinem  i Niedźwiedziami z Białegostoku wygrali już walkę o ogień, a Wilkoo z Mieloną dostarczyli własnoręcznie wyprodukowane pieczywo. Soon dojechała stolicznaja ekipa z Dyktą, Dexem i Nilisem - rozmowy o wszystkim i niczym przeciągnęły się do późnej godziny, a spadające jabczany z dwoma warkoczami jakoś specjalnie uwzięły się na Przema.

Sobota

Wiecie, turniej jak turniej. 7 rund swissa i Top8. 42 osoby. stare rasy w podobnej ilości, nowe rasy z pojedynczymi chyba reprezentantami. Jest pro. Podbijamy Black Arrow Coachem, powitania, rejestracje i takie tam pierdoły. Morda się cieszy.
Zdjęcie grupowe uczestników turnieju.
Gry w moim wykonaniu nienajlepsze w sumie. Baboli za dużo, ale każda jedna gra z przeciwnikami na dużej przyjemności - szacunek dla opsów za atmosferęi profeskę. Dzięki Panowie!

Skończyłem na 9. miejscu tuż za Top8. Wynik lepszy o dwa miejsca niż w zeszłym roku, niby ludzi mniej, ale jakość się liczy przede wszystkim.

Pozmieniało się w trakcie - i finały z półfinałami rozgrywano również w sobotę. Sporo ciekawych gier. Epicka końcówka Kubali z Jaszczurem. Jednemu skończyły się karciochy, drugi został na jednej. 57 kart w decku robi różnicę :P Trzecie miejsce podzielone między Repka i Keila - bez bratobójczych bojów - szacuneczek Panowie!
Finał kręcił Czarny71, więc pewnie po latach w jakimś pay-per-view dostępny będzie :) Bezczelność Kubali pokonała szyderę SoSa. A ja przegrałem browara w zakładzie :) (pzdr Ptaszek!)

Mielona z Morphinem dzielą skórę na Niedźwiedziu (nie, nie chodzi o Virgo)
 Integracja już w późnych godzinach, z kebabsonem po drodze, na Reformackiej. Wszystko fajnie, pełna kultura, poturniejowe napiny, konflikty personalne, oskarżenia - to się musi jeszcze jakoś kręcić - może Inwazji już nie wydają, ale gra żyje po 22ej. W międzyczasie pojawił się Mag Loeca i zaczął robić z kartami podejrzane rzeczy. Ciężko wszystko opisać, więc nie będę się starał, kto był ten wie.:)

Niedziela

Cięzko się wstaje w porannych godzinach. Ale trzeba dojechać, niby jakieś Top16 sezonu, i Kataklizm na horyzoncie, w salce obok Podbój rusza pełną parą.

W Top 16 trafiam na Farbę - gra Chaosem, ja Delfami. Jest szybkie 1-1. Niby zaczynam, ale ręka zła; biorę mulligana i jest jeszcze gorzej. Rzucam na stół jakąś babinę z 2 w plecach i wiem, że Farba poszczuje mnie psem. No i zagryzł. Kundle miały chyba wścieklizne, bo przez kolejne kilka tur jedyną kartą, która doszła i mogłem wystawić były  Pleasure Culty. Propsy dla Opsa. W plecy 2-1. Jak się później okazało Farba wygrał całość eventu, więc graty się należą tym bardziej.
Farba górą w T16

Przechodzę na Kataklizm - również powrocławskim deckiem - z jedną różnicą - Drumdaar kart nie dowiózł w porannym zamocie :) poklepaliśmy trochę i zabrakło pary, karcioszki nie podeszły w tempo kilka razy i mimo skutecznego trollingu w pierwszej rundzie, w kolejnych zabrakło szczęścia. Propsy dla Czarnego i Kubali za dobre rozkminianie. Ja skończyłem chyba na 4. miejscu.
Czarny vs Kubala

Tym sposobem weekend z karciochami dobiegł końca, a nowym Mistrzem Polski zarówno w singlu jaki i multiplayerze został nieletni łobuz z Pomorza :)

Kubala
  szacuneczek! należało Ci się za skilla, dobre rozkminy i lata świetlne w podróży po regionalsach! Gratulacje raz jeszcze!

Dzień po.

Kwestia życia i śmierci, w mojej opinii, nie ma większego znaczenia, ważniejsze wydaje się to z kim na tym grobie baluję. Ekipa była i jest, zaiste, zacna - i nie sposób wymieniać tutaj wszystkich po kolei. Zatem w ogóle i szczególe - dzięki dla wszystkich za przedni weekend i do szybkiego zobaczenia w tym czy innym uniwersum!
peace

niedziela, 20 lipca 2014

Mood for Trouble - Podsumowanie X Ligi Krakowskiej + Turnieje 9. i 10.

Czas płynie nieubłaganie, dni przeciekają między palcami, a ja nie mogę się zebrać za podsumowanie ostatniej ligi inwazyjnej w Krakowie.W związku z tym, że muszę emigrować na chwilę z kraju, a sklecenie tego postu przeciągało się niemiłosiernie, nie będę przeciągał tematu. Może któregoś z pozostałych autorów nadejdzie ochota na pisemne refleksje i podsumowanie ligowe.

 Rozegraliśmy w czerwcu dwa finalne turnieje, które pomimo nienajwyższej frekwencji dostarczyły sporo emocji i wrażeń. Zagrałem na nich discardującymi Mroczniakami i Leśnymi Elfami z Ukrytym Gajem i kontrolą devek. Tych ostatnich zrobiło mi się zwyczajnie żal - nikt wcześniej po nie nie sięgnął, i pomimo kompletnych klap jakie zaliczały - zazwyczaj - na turniejach lokalnych i regionalnych w kraju nad Wisłą, wciąż w tym lesie drzemie niewykorzystany potencjał. Szczęśliwie się złożyło, że Chaośników tego dnia (na ostatni turniej) nie dowiozło do Hexa, i mimo niewielkich potknięć i BYE'a  udało się zrobić przyzwoity wynik.

Samo poturniejowe spotkanie integracyjne w Hexie - jak zawsze na propsie - raz jeszcze wielkie dzieki ziomalki i ziomy za koszulkę :) miło się zrobiło. really.


W zakończonej lidze przyjęliśmy nieco inne niż dotychczas rozwiązanie - mianowicie na końcowy wynik danego gracza składały się wyniki jego ośmiu najlepszych występów (z dziesięciu) - miało to nieco wyrównać szanse osób, których życiowe zobowiązania pozbawiają od czasu do czasu możliwości partycypowania w turniejowych zmaganiach. wiadomo. życie chłoszcze.. seriously.

There can be only one.
Ligę wygrał Raskoks - o czym wiedzieliśmy już jakiś czas temu:) ale wciąż grało się dobrze i z dużym funem. Stach z Drumdaarem dopełnili kompletu na podium. Mi udało się skończyć tuż za nimi. Strange things can happen in this grim and perilous world.


Dla porządku i spokojnego sumienia wrzucam również nasze standardowe tabelsony - obejmujące wszystkie 10 turniejów, i nieco więcej detali.



Przedwakacyjne miesiące zazwyczaj wiążą się z innymi zobowiązaniami, stąd frekwencja nieco nam spadła. Średnio na każdy z dziesięciu turniejów stawiało się 12,1 zawodnika. Wynik może nie najwyższy, ale z pewnością przyzwoity w kontekście "Zmierzchu Inwazji". Nie brakowało zaciętych starć, ciekawych decków i trashtalku - każdy mógł znaleźć zatem coś dla siebie. W międzyczasie zaliczyliśmy solidny wyjazd na Wrocławski Assault (o którym pisałem już wcześniej) - okazji do nagrania się nie zabrakło. O tym jak wyrównana stała się nasza liga, jak trudno znaleźć w tym gronie graczy "nie do pokonania", najlepiej świadczy fakt, że aż siedmiu różnych graczy zapisało na swym koncie turniejowe zwycięstwo. Refleksja się nasuwa nieubłagana, że FFG przetrąciło kręgosłup czemuś sympatycznemu. Ale mieli swoje powody, well. F*ck 'em.

niedziela, 8 czerwca 2014

Turnieje 6., 7. i 8. - Degradation Trip

Czas mija szybciej niż bym chciał. Dystraktory na każdym kroku odciągają w różne strony i pisanie o karciochach schodzi na dalszy plan. Dzisiaj zatem zbiorczo - o trzech ostatnich turniejach - z krótkimi notkami o poszczególnych rundach - bo nie wszystko pamiętam.

Turniej 6.


Wybraliśmy się do Hexa, żeby przychilloutować przy okazji turnieju. Nasilający się brak czasu i zamęt w głowie zaskutkował pójściem na łatwiznę - wziąłem deck z Assaulta - czyli Germańców skaczących i machających unitami. Nic nowego - część starć mogłem przewidzieć już na samym początku:)

Runda I vs Drumdaar EMP 0-0
Na dobry początek trafił się Boss. Zawsze w formie, zawsze z dobrymi i ciekawymi deckami. Widać, że chłopak wie co robi:) Płucząc się jakimś Hexowym bezalkoholem czy kawiorą z tęsknotą czekałem na nadejście Rodrików. Starty mieliśmy obaj dosyć przyzwoite, zaczęło się delikatne dziubanie i kontrola. U mnie jak na złość nie nadchodzili demolujący Łupieżcy, za to Drumdaarowe diecezje ze sporym opóźnieniem wyrosły w Kingdomie. Fajna gra, sporo móżdżenia, tempo nie za szybkie. Czas minął. Tajne techy zostawiam bez komenta - Bydgoszcz niedaleko, a Drumdaar się wybiera. Nie wiem czy z tym deckiem - ale drżyjcie. :P

Damen und Herren
Runda II vs Hobbit CHA 2-1
Przegrywać z wyznawcami Niszczycielskich Potęg zdarza mi się tym deckiem rzadko. Musi być jakiś poważny fakap, Kościoły i Dyscypliny na spodzie talii. Ops dość agresywnie próbował spuścić mi manto, ale udawało się  ogarnąć sytuację i zwyciężyć. Dopała Unleashem zabrała jedną grę. Dobry tech z Will of Tzeentch ;) Sypiące się z łapy karcioszki bolą sogo czasami:P Było jednak nieco za późno.

Skończyło się rumakowanie.
Runda III vs Valathorn ORC 0-2
Tu wiedziałem jak będzie. Orki leją mnie niemiłosiernie. Bilans z zielonymi jest jakis obłędnie mizerny, nic to - trza napier..ać. Dojścia jednak słabe, opsowi dowoziło co trzeba. Niby wstaję z ziemii, i znowu Szaman z Rzyganiem. Przypadek? Nie sądzę. Szybko poszły obie gry, czas na inhalację wykorzystałem w pełni.

Madafaka
Runda IV vs Stach DE 2-1
Ech, Stanisław Mroczniakami zazwyczaj sobie radzi przyzwoicie. Niewiele pamiętam z tych gier. Ale podchodziło w wygranych dobrze. Rodriki pilnowały Arek i innego ścierwa, zabijając te pływające burdele dechami. Osterknachci wysyłali na wizytę u proktologa Baby Jagi, do spółki z Korsarzami. Niby bycie Łobuzem na statku to fajna robota, ale jak źle trafisz to zostają jedynie chwiejące się zęby. Poszło do przodu. W przegranej chyba wpadłem w Kolczaste Sidła i deck spadł zbyt szybko.

Się finką zatniesz!
Runda V vs Borin CHA 2-0
Rodzinna gra o drugie miejsce. Repek odleciał już wcześniej na smokach do przodu - graty. (chociaż to Alithowy deck) Klienta naprzeciwko znam:) Z chaosem jak pisałem wyżej powinno być ok.  I było. Podeszło sympatycznie. W drugiej grze Volkmar pojawił się na stole w drugiej turze obstawiony z każdej strony. Mimo, że oberwał - za chwilę wszedł kolejny i nie było już problemów. W pierwszej zaczęło się tak sobie:) - ale może coś pokręciłem - dwa Ptasiory obstawiły boczne strefy i zaczęły  robić moim chłopakom kisiel z mózgu. Udało się podpuścić spaczone Chwasty do wspólnego ataku z Korvakiem  i potraktować je prądem. Po tym smutnym dla opsa wydarzeniu tempo było już po mojej stronie i udało się załapać na podium.

Ptak jaki jest - każdy widzi.

Wieczór przyjemny, towarzystwo wyborne.

Turniej 7.


Kolejny tydzień i powrót do GHC. Nieco mniejszy skład. U mnie jednak bez zmian - ten sam deck - niby miałem złożyć jakieś helfy czy inne badziewie, ale karty wyszły do brata, więc niekomplikowałem sprawy.

Runda I vs Keil CHA 0-2
Niby spoko - bo Chaos. Ale sypnęło niespodziankami - nawet nie ze strony opsa tylko gównianego układu kart. W obu grach podeszła mi chyba raz dyscyplina, kościoły nie zawitały na stół (jesli dobrze pamiętam) - nie jest lekko patrząc na Tzeentcha, który szczuje cię Chwastami i Nurgla, który bombarduje miłością. W obu grach tempo lub dwa za opsem, W pierwszej może jeszcze bym coś ugrał, ale Unleash pozbawił mnie złudzeń. Boski start, średnio się to układało:/

Srogi szit.
Runda II vs Valathorn ORC 1-2
Noszfoook. TYmi samymi taliami tydzień wcześniej skończyło się szybciutko. Szaman, małe i duże vomitowanie - znajoma piosenka. I Monastyrskie ścierwo z kamienia, którego nijak w drzewo zamienić nie można. Fuck it. Jedną grę ugrałem pilnując od startu możliwości rozwoju. Widocznie tak trzeba, but na gardle i no mercy. Zielona zaraza. ;)

Też madafaka.

Runda III vs BYE
Zasłużona wygrana z cholernie nudnym opsem. Na pohybel!

Runda IV vs Stach DE 2-0
Tu się trochę odkułem. Zgodność czasu i miejsca w pełni. Rodriki na supporty, Osterknachty z Priestami na Unity. Dyscyplina gdy należy i wczesne diecezje. Giń!Stach robił co mógł, ale była odpowiedź na wszystko, Mimo zagrożenia przewinięciem Ludwinio nabrał doświadczenia i po ewentualnej modlitwie do Taala Recon in Force wróciłby na łapę. Nie trzeba było. Ordynarne spalenie opsa przynosi ukojenie.

Panna wydymanna.
Runda V vs Borin HE 2-0
Familijnie. Dobre dojścia pozwoliły mi na szybkie rozwijanie się. W drugiej grze Rodrik pojawiał się i znikał wracając do rezerwy. Chyba cztery razy. Indirectowy True Mage trochę napsuł krwi, ale Ludwik nabrał doświadczenia i zrobiło się raźniej. Dary Aenariona opóźniły anihilację, ale nie zapobiegły nieuniknionemu. Fajne gry, kombinacje i zwyczajowy trashtalk. Pff.

Talk to the hand. byatch.
Graty dla Keila za solidny wynik, szkoda, że moim (między innymi) kosztem:/

Turniej 8.


Na myśl o kolejnej grze niebieskim robiło mi się już niedobrze. Z pomocą przyszedł Szymuss, który zmodyfikował nieznacznie moją talię i wyruszył z nią do boju. Szkoda tylko, że bez większych sukcesów. Musiałem zatem na Wymuszonym złożyć cokolwiek i jakoś przetrwać ten turniej. Padło na zielonych - w tym sezonie jeszcze tylko nimi nie grałem - reszta ras już odbębniona. Wurzzagh nie wchodził w grę, nie znoszę tego ścierwa i najchętniej skopałbym mu ogródek. Wróciłem zatem do talii okołodevkowej, którą jakiś rok temu pyknąłem pucharek na sympatycznym kameralnym turnieju w okolicach Bochni. Zmiany restrykcji wymusiły modyfikacje, wrzuciłem standardowo kilka niespodzianek, żebym miał wytłumaczenie po srogim łomocie, że to "fundeck przecie" :P

Deck - http://deckbox.org/sets/704599

Runda I vs Szymuss EMP 2-1
Hmm deck znałem, opsa też. Urwał mi jedną grę robiąc mi ziazia po wcześniejszej kontroli. W sumie nie bardzo pamiętam jak to się stało :) W pozostałych rytualny Grimgor pozwalał ograniczać budowlane zapędy Spawna. Snoty robiły krecią robotę dziurawiąc boli i drenując rękę opsa. Szrotem podjazdowym, z Hordą i Scrap Heapem w tle, przygotowało się grunt pod Makkę i Boar Pena. Mały rzyg kontrolował populację. Fajnie. Szybko. Do przodu.

Którędy na Grunwald?
Runda II vs Drumdaar UND 2-0
Trochę kiepsko. Raz - Drumdaar. Dwa - Nieumarli. Wszystko tam wielkie, złe i drogie - w sensie Smash'em to ja mogę własne kolana przetrącać :/ Nie było jednak źle. Trochę drobnicy u opsa się znalazło, Grimgor, likwidował Klasztorne Kingdomy. Snoty dziubały jak należy, a Makka poprawiał do spółki z goblińską hołotą. Faktem jednak jest, że Drumdaarowe Inwokacje nie wyciągały nic - co znacznie poprawiło mi komfort gry;)

nie tylko walking Dead.
Runda III vs Borin DWA 2-0
Ech trzeci turniej z rzędu. Powrót do dwarfów nieco mnie zasmucił. Ops zawsze groźny za sterami Brodatych. Sęk w tym, że w tym decku górniczym - z tunelami i devkowaniem - trochę mogłem popsuć. Cóż, że dochodziły Tunele - Pillage pozbawiał je stempli, a Grimgor na dokładkę obstawił Królestwo. Weszła kontrola, poprawiona małym vomitowaniem. Udało się rozrzucić snoty, zlobberować kogo trzeba, postwić płotek zagrodzie świniaków i jedziem. Makka robi gry i przyspiesza temat, te zielone pięści potrafią przypieprzyć. Propsy.

I have a bad feeling about this.
Runda IV vs Keil DWA 2-0
Po zeszłotygodniowym fakapie, trza się było odkuć. Keil z Załogą w decku radzi sobie nieźle. Sęk w tym, że nie podchodziło mu strasznie. W obu grach startując z jednego supportu pozwalał mi na wczesne skontrolowanie. O ile w pierwszej grze poszło dosyć gładko, o tyle w drugiej zaczęły się delikatne schody. Przyszedł Atrakcyjny Kazimierz z Kolegą z kopalni i zaczęli robić borutę. Powstawiałem Warning Posty w bok i w battla, snotasy rozrzucając na boki opsa. Powolutku zapaliłem Questa, Keil rozpirzył mi Battle'a. Przy ataku w pustego Kingdoma wrzuciłem tam z rytuału Stunty Smasha, który utrzymał mnie na 1 obrażeniu:) Potem wrzuciłem do gry chlew i Makkę z kolejnego rytuału. Jeszcze tylko Expy na Zieloną Łapę i starczyło na dopalenie Kingdoma. Uff, było blisko:)

Niewypał.
Runda V vs Repek Ska 2-1
Jest chill. Perfect Score. Wyjebane na wszystko. I Repek po drugiej stronie - czyli trochę pogadamy:) Gadka musi być:) Problem w tym, że szczuraki są pierońsko szybkie i - zanim snoty cokolwiek zrobią -  pewnie zleją mi dupsona. Nic to. W pierwszej nie ma wczesnej Hordy - znaczy się trza jechać na supportach - Scrap i Wioska, Repek wylazł bez devki więc jakoś to będzie. Pojawia się Clanleaderowe ścierwo i zaczyna mnie molestować. Skoro nie mam jednostek na stole - to Smash'em. Chwilę później jeszcze jedno. Corb, który wszedł wcześniej zablokował Rzyga. Ale dużego. buahahaha ;) Snoty tu, snoty tam, szrotem do przodu.  W drugiej przyglądająca się PETA załamałaby ręce - eksperymenty na zwierzętach to szczurzy chleb powszedni. Mały rzyg nie podszedł, za to ClanLeader zaprosił chyba całą rodzinę, pewnie spaliłbym w kolejnej, ale Repek długo się nie zastanawiał i zwyczajnie mnie dojechał. W trzeciej jakoś podeszło. Scenariusz podobny do zwyczajowego, Grimgor pokazał się od czasu do czasu i dał spokój ducha. Przyekspiłem szrot i zamknąłem temat. Fajne gry.

Deratyzacja in progress.

Uff. Udało się wygrać tym badziewiem turniej. Ale jest dużo ale.. Brak  Delfów i Chaosu na mojej drodze wyraźnie ułatwił sprawę, błędów też jakoś mniej robiłem niż zazwyczaj, i sporo szczęścia było w nieszczęściu przeciwników - a to słabe starty, a to karta nie szła.  Well, shit happens. Tym razem happened na zielono.


Apdejty soon, ale nie obiecuję kiedy dokładnie.
peace

czwartek, 22 maja 2014

Turnieje 4. i 5. - Down in a Hole

PoAssaultowa rzeczywistość okazała się dla mnie dosyć przytłaczająca. Brak zapału, komplikacje z każdej strony i Nurglowa zaraza zawładnęły moją osobą, nie pozwalając wejść w jakiś solidny rytm. Turniej 4. nadciągnął dosyć szybko, wiele się nie zastanawiając wymieniłem się taliami z Borinem, biorąc jego Dwarfy i grając Brodaczami chyba drugi raz w życiu.


Standardowo frekwencja była przyzwoita, aczkolwiek jedynie 5 z 10 ras miało swoich reprezentantów. Puchar zgarnął Raskoks, tuż za nim uplasował się Stach z Zieloną Zarazą, a na najniższym stopniu podium przysiadł Dashi z Imperialnymi Magami. Talię własną - Borina - znałem z widzenia, mniej więcej ogarniałem wstępnie o co kaman, zatem bez napiny, stresu i emocji usiadłem do gry. Z gier za wiele nie pamiętam, bo było to już jakiś czas temu - stąd skrótowo potraktuję poszczególne rundy.

Runda I vs Valathorn ORC 2-0
Wszystko jakoś zgrabnie podchodziło, demolki w tempo, Kazadory ze standa, urazy z łapy. Poukładane to było dosyć szczęśliwie. Szybkie gry , wzmógł się kaszel i ból chorej głowy. Idziem dalej.
takie tam.
Runda II vs Stach ORC 0-2
Tutaj na odwrót. Grając z zielonym Stachem nie zaskakuje mnie już nic. Generalnie wiadomo, jaka karta poleci za moment lub dwa. Podchodziło dość niefartownie - a to tunele się gdzieś pochowały, a to podchodziło samymi jednostkami :/ Starty chba nienajgorsze, ale dochodziła Stachowi kontra w postaci Rzygów w samą porę. Wurzzagha nie udało się ściągnąć raz i drugi - śledzie załatwiły temat - soon podpięta pod szamana książka kręciła Lobberami i wyniszczała moje siły. Nie przedłużając - w plecy. Łeb bolał coraz bardziej.

trudno zatrzymać :/
Runda III vs Szymuss SKA 1-2
Szybkie gry. Wszystkie trzy. Pierwsza dla opsa, który załatwiał temat w odpowiednim tempie. Druga dla mnie - chyba dwie urazy, mali slayerzy - wzmocnieni później tunelarzem - załatwili sprawę. W trzeciej nie wyglądało to bardzo źle, ale Szymuss ostatnim wysiłkiem przebił sie na styk - o to jedno nieszczęsne obrażenie - zabolał brak My Life'a. W następnej ja kończyłem sprawę.
wredne ścierwo.
Runda IV vs Repek EMP 2-1
Repek wspominał już o grze na forum, więc słów jedynie kilka dorzucę. Grało mi się z tym sadomasoczarodziejstwem niewygodnie. Skacze to, Loec robił hokuspokus, dyscypliny drażnią Pielgrzymowanie (choć nie zawsze:P) Udało się przebić jakoś te dwa razy, głównie za sprawą baraków chyba i wrodzonej odporności na magię. Fajne gry, ale byłem już wyraźnie zmęczony.
Czary
Runda V vs Dashi EMP 1-2
Podobna talia - w sensie czarodziejstwa - ale bez Loeca, miała za to Corba.  Grało się równie niewygodnie, Palnąłem kilka baboli, podjąłem kilka złych decyzji, na domiar wszystkiego nie podchodziło jeszcze jak bym sobie tego życzył. Poobijaliśmy się trochę i wynik sprawiedliwy. Shit happens.
Mary.
Ogólne wrażenia z gry dosyć pozytywne, brakło ogrania, trochę szczęścia - prawdopodobnie też koncentracji i spokojnej głowy :/ - kaszel niestety rezonował potężnie i najwyraźniej tych lepszych pomysłów nie usłyszałem. Można gdybać co i jakby się sprawy potoczyły - bo z Szymussem blisko, z Dashim też mogłobyć lepiej:/. Ze Stachem nie miałem złudzeń:/

Na piątym turnieju mnie nie było - tupałem po Sopockiej plaży, przy okazji szkoląc bliźnich nieopodal. Wyniki poniżej - gratsy dla Vala za perfect score! Dzisiaj kolejne spotkanie. Nie bardzo się chce.:/


updejty się pojawią za jakiś czas, trochę na głowie teraz, zatem cierpliwości.
peace

piątek, 2 maja 2014

Assault na Wroclaw - Promise of War



Wrocławskie zmagania już za nami. Dwudniowy turniej obfitował w ciekawe gry i świetną atmosferę, co jest zasługą wszystkich tych, którym chciało się zwlec swe zwłoki do stolicy Dolnego Śląska. Stawiło się 46(?) graczy z różnych Inwazyjnych ośrodków, w oczekiwaniu na sukces, bądź choćby napsucie krwi przeciwnikom. 7 rund swissa i następujące po nich Top16 wyłoniło zwycięzcę - SoSa, miejsce drugie dla Jaszczura, a trzecie dla Borina.

Pierwszy.
Drugi.
Trzeci.
 
Przygotowania/Deck
Czasu na testy wiele nie było, bo okres przedAssaultowy był dość zabiegany, niemniej zdecydowałem się zabrać imperialną talię z naszego lokalnego, czwartkowego turnieju.

Deck - http://deckbox.org/sets/672871

Talia dosyć podobna do tej z krakowskiego regionalsa - trochę skakania, trochę żonglowania jednostkami. Psujemy szyki przeciwnikom jak tylko możemy, w międzyczasie kontrolując i dopalając.
Ponurak.
Legenda
Volkmar *3 - może pojawić się już w drugiej turze z każdą strefą obstawioną. Działa antystandowo, antyprzewijaniowo, w końcu - machanie jednostkami osłabia łapę opsa i pozostawia go z niewieloma opcjami. No i 4 lojalsony pod doublinga ;)

Jednostki
Milicja *3 - podstawa każdej udanej imprezy.
Huntsmen *1 - niezły na start, pod seedsy/lobbera i ewentualnych osterknachtów, tylko jeden bo i tak mam tutaj masę jednostek.
Emperor's Chosen *2 - wiadomo - eko + defensywa. tylko dwóch, widocznie Cesarz nie mógł znaleźć trzeciego.
Knights Panther *2 - podobnie - utylizacja kasy przez nich daje nam boost ekonomiczny, dopałę w ataku, całkiem nieźli na snoty.
Resupply Platoon *3 - (chyba) MVP - chłopaki przez cały turniej zarobili tyle kasy, że niamal w każdej grze starczało na koks i lasery. Jebane Szwajcary.
Sigmar's Blessed *2 - nie grałem nimi od bardzo dawna - dość oczywiste połączenie z elitą - cóż, że kosztują 2.. kasę mamy. No i przede wszystkim mają Forced, przydaje się.
Osterknacht Elite *3 - wszystko tutaj wiadomo.
Rodrik's Raiders *3 - jak wyżej.
Werner Ludenhof *1 - żywe srebro, hyc, hyc i opędzluje strefy. ekonomicznie uprzywilejowany typ, z tendencją do obśmiewania Snotlingów.
Ludwig Schwarzheim *2 - macha chorągiewką nabijając Toughnessa, daje po ryju i przyjmuje na klatę. Z kolegą poniżej mamy ładny atak za 5, z przesunięciem niewygodnych typów. No i w razie potrzeby pomodli się do Taala, i wróci nam co potrzebne na łapę.
Wilhelm of the Osterknacht *2 - nic nowego, przydatny popychacz.

Wsparcia
Kościół *3 - spodziewałem się sporo Chaosu i Darków, może też jakiegoś mirrora - zatem w trzech postaciach.
Zoo *2 - utylizacja kasy z Plutoniarzy.
Posąg *2 - jakoś więcej się nie mieściło.
Taksówka *3 - zawsze gra. zawsze. z Plutonem, Chosenami, Panterami, Ludwiniem.

Taktyki
Call for Reserves *3 - oczywista oczywistość.
Called Back *2 - pielgrzymka za dwa? nie było miejsca na trzecie.
Doubling of the Guard *2 - dociąg trzeba mieć. jest Volkmar do zrzutu i trochę kart z 3 lojalkami.
Chain Lightning *1 - sytuacyjny wpier... dla nadgorliwych.
Devoted to Taal *1 - zgarniamy potrzebną w danym momencie kartę spod Ludwinia.
Iron Discipline *3 - wiadomo.

Misje
Recruiting for War *2 - niby niewiele mam supportów, ale jest dociąg karty, jest lojalka na stole, ewentualnie 3 pod DotG.
Hidden Operative *2 - no raczej.
Recon in Force *1 - musi być. jakby nas czasem poniosło za daleko ;)

 Sobota/Turniej

W środku nocy poderwałem zwłoki i pojechałem w city. Razem z Borinem i Keilem ruszyliśmy przechwycić Dashiego, Drumdaara i Raskoksa - i ze spodziewanym opóźnieniem ruszyliśmy w stronę Wrocławia. Tym razem na przeszkodzie nie stanęły nam żadne drzwi, zatem wycieczka przebiegała w miarę sprawnie, i z międzylądowaniem szlugowo/śniadaniowym dotarliśmy na miejsce w okolicach 900. Przedturniejowo złożyliśmy jeszcze szybką wizytę w Trio hostelu, spotykając już po drodze ekipę z Wawy, po czym rzuciliśmy zwłoki w stronę Saloniku. Nie byłem tam jeszcze w życiu, i w porównaniu z zeszłoroczną miejscówką ta wypadła blado i nijako. Nie stanowiło to jednak, żadnego problemu - były stoły, browar i blisko na fajczana - wszystko czego do szczęścia potrzeba. Zanim zaczęliśmy zawody, gadka szmatka i znajome mordy naookoło - sympatycznie i od razu weselej się zrobiło.  Organizacja na propsie, pasione stolice wpadły od razu w oko, wszystko zapowiadało się dobrze :) Przy 46 uczestnikach (nie pamiętam do końca, a wyniki pojawią się pewnie po majówce) - zakładanych 7 rundach i Top16 szanse na wejście do wierchuszki jakieś były, aczkolwiek występ po raz kolejny z fundeckiem na dużym turnieju nie obiecywał wiele. Nic to - przyjechałem głównie dla atmosfery regionalsowej, integracji i możliwości powkurzania oponentów upierdliwym deckiem.

Nie do końca pamiętam wyniki poszczególnych starć, więc mam nadzieję, że niczego nie pomieszałem - zaktualizuję, jak się oficjalne wyniki pojawią.

Runda I vs Deer Dance CHA 2-1
Były MP. Z Chaosem raczej mam z górki, chyba, że źle coś podejdzie. Zaczynałem więc już nie było źle. Rozegraliśmy 3 szybkie gry bez historii, w których wszystko jasne stawało się do 5-6 tury. W grze środkowej podeszło jakoś słabiej, Seedsy zepsuły humor. W pozostałych były dyscypliny, i niezłe starty, którym DD nie był w stanie przeciwstawić zbyt wiele. Do przodu.

Szybka piłka.
Runda II vs Dykta CHA 2-1
Dykta chyba zaczynał. Podeszło mu zacnie, i w pierwszej grze dosyć szybko spuścił mi łomot. W kolejnej poszło w drugą stronę - chyba szybko pojawiła się moja Legenda z obstawą, dyscypliny były na miejscu, zacżęła się rozróba. W trzeciej ops wystawił w questa legion horrorów wszelkiej maści - oho, będzie korvak soon - pomyślałem. W międzyczasie udało mi się rozinąć i spalić jakoś jedną strefę.  W otoczeniu chyba 12 już devek pojawił się Korvak, ale zanim coś dało radę zaatakować został wezwany na rękę opsa - i chyba zawinięty pod spód decku przez Ponuraka. Wiedziałem, że Dykta kitra unleasha na łapie, w battlu pojawiły się Demon Princy, które skutecznie zredukowały dociąg opsa i dały mu mocne pierd.. w przód. Pewnie mogłoby się skończyć inaczej, ale Łańcuch Błyskawic poskromił zapędy dwóch Księciuniów, i znowu nic nie zostało wbite w moją stolicę. Dorzuciłem jakieś Pantery do Towarzystwa Ludwika i Wilhelma (jeśli się nie mylę), poskakałem trochę i starczyło na drugą strefę.

Flankujący Cwaniak.
Runda III vs Makabrysio ORC 2-0
Z makabrysiem grało się pięknie, miło i zawodowo. Łobuz dość szybko postawił na agresję, rozdając przy okazji prezenty w postaci Inwazji Snotlingów. Pierwsza gra - o której pisał na forum już oponent - wisiała na włosku - Makabrysio skutecznie jechał mnie szrotem z Hordą. Wejście Rodrików zamknęło Hordę na kłodkę, a Chain Lightning rozsypał szrot w pył. Pojawił się Werner, który zdołał opędzlować snoty z tury na turę, ja kładłem devsony, a Makabrysio nie miał RIPa na ręce, żeby zgasić mi światło w odpowiednim momencie. Tech z Gigantem pewnie przyniósłby sukces, gdyby nie dwukrotny Called Back wysyłający go na wcześniejszą emeryturę. Gra druga to mój dobry start z kilku kart, i przewaga tempa w zasadzie do samego końca. Jest nieżle. Po trzech rundach - 3 do przodu - coś wróżyło, że skończy się rumakowanie.

Patataj, patataj!
Runda IV vs Stach ORC 0-2
Ech.. jak już wiedziałem z kim zagram to wynik nie stanowił zagadki. Dwa dni wcześniej na turnieju lokalnym spotkaliśmy się tymi samymi taliami i skończyło się podobnie. Na domiar złego starty były tutaj wybitnie kulawe, co tylko utrzymało tempo gry po stronie oponenta. Wurzzagh rzygał kiedy potrzeba, z siekierką robił rozpierduchę, wszystko w piździec. I tak w sumie dwa razy ;) Gratsy Stach!

Taniec na grobach.
Runda V vs Dex HE 0-2
Szfook, Haje to kolejny po orkach niewygodny dla mnie przeciwnik. Tutaj jak na złość mimo niezłych startów karty podchodziły nie takie jak potrzeba. Gdy Dex zaczynał z supportów na łapie byli Osterknachci, gdy zaczynał z jednostek przyczaili się tam Rodrycy. Wszystko w tej grze było na opak. W pierwszej grze sporo złego zrobił Helm of Fortune utrzymujący cwaniaka na Queście i pozwalający opsowi na dopięcie swego. Gra była okropnie długa, jednak Dex przebił się przez obrońców i udało mu się zakończyć ją zwycięsko. W drugiej - pojechałem nieco bardziej agresywnie - ale i tak zabrakło - Osądy Loeca wchodziły  przy braku Kościołów i dyscyplin. Asuryan oczyszczał moje kieszenie - słabo się to wszystko potoczyło. Sally Forth i takie tam.

Ę i k&*wa Ą.
Z przedobiadowym bilansem 3-0-2 i niedospaniem coraz mocniej dającym o sobie znać zawlokłem się do hostelu, żeby przejąć klucz od pokoju, po czym spożyłem kebabsona - ponoć "najlepszego w mieście" - ale tu chyba kogos poniosło:P

Runda VI vs Kryha EMP 2-1
Kolejny były MP. Mirror w sympatycznych warunkach. Talia opsa zupełnie inna od mojej, bez nadmiernego skakania za to z pojazdem szrotem (wojownicy i muzycy) i Pomerem na czele. Udało się opanować dwie gry dosyć szybko zyskując ekonomiczną przewagę (pluton uber alles!) i wprowadzając Volkmara. Przy śladowych ilościach Diecezji na stole (Rodrycy pilnowali kleru), dało się pomachać jednostkami i zubożyć tym samym rękę opsa. W grze środkowej niby wszystko było w zasięgu do momentu kiedy Solomon z kolegami rypnęli mi w rytm jarmarcznych bębenków za 14/15, Fajne gry, fajna talia i fajny przeciwnik. Propsy!

Nie zaczepiać!
Runda VII vs Keil DWA 1-1
Z Keilem ostatnio szło nieźle - przy założeniu, że grał Chaosem. Mniej więcej wiedziałem, czego się spodziewać po jego Krasnalach, więc wielu niespodzianek nie było. W grze pierwszej poszło szybko w plecy. Tunelarz czy inny Tarczownik szybko spuścił w kanał Kazadora z obstawą i potem poszło już z płatka. Słabizna. W drugiej grze ja miałem z kolei jakiś porno start, Keil nieszczególnie. Kanonki nie wyciągają zbyt często:/ Udało się złapać rytm, i zacząć palić. Został nam czas na trzecią więc jedziemy - Generalnie była solidna napier..lanka. Obie strony nieźle się rozbudowały, u mnie Legenda na stole i Plutoniarze zarabiający co turę kasę na waciki, udało się wybronić i przejść do ofensywy. Zaczęło się machanie, i nawet Kazador nie był już taki straszny - po Naszej stronie Ludwinio zdążył już nabrać trochę Toughnessa, więc żyło się bezpieczniej. Zabrakło czasu, by rozstrzygnąć walkę.

Brygada Remontowa.
Wynik 4-1-2 więc jest nieźle, a przynajmniej przyzwoicie. Jak się okazało na wejście do Topki wystarczyło - skończyłem na 9. - co tym samym skazywało mnie na walkę z 8. Raskoksem.
Do T16 załapało się 7 osób z Krk - co cieszy ogromnie. Poza "pewniakami" - Drumdaarem, Raskoksem, Stachem i Keilem, wszedł jeszcze Borin ze mną i WIlkoo - dla którego był to pierwszy wyjazdowy regionals - Gratsy mate!

1/16 vs Raskoks DE 2-1
W sumie nie było tutaj wielkiego strachu:/ Talię opsa znałem z czwartku, i lokalnie ten match up był dla mnie dosyć wygodny. W przegranej grze jakoś niespecjalnie podeszło, i Raskoks przykontrolował moją łapę w sposób bezwstydny. Złoił też moją Legendę dopalając szrot expami. Chyba dwa razy pod rząd :). W pierwszej wygranej, jego słaby start - z Mańka - został szybko przycięty (Called Back!) i tempo już było w sam raz.  W ostatniej grze mimo niezłego startu po obu stronach, ekonomicznie byliśmy jednak poza jego zasięgiem. Podwójny zestaw Pluton +Taksa dawał mi dodatkowe 2 kasy co turę, co przydawało się do cofania na łapę, boostowania ZOO i Panter. Mimo Kultór Rozkoszy w Battlu, Ludwinio dzielnie napierał, nie napotykając na większe przeszkody, i prowadząc Imperialne zastępy do zwycięstwa. Fajne gry.

Nie tak mroczno.
1/8 vs SoS DE 0-2
Tu sytuacja znacznie się odwróciła. Po pierwsze miałem bajeczne starty, o czym SOS wspominał - wylazłem w pierwszej turze z misji chyba i może taksy. W drugiej grze niby lepiej, ale zabrakło kart w drugie tempo. Ops hejcił, bladewindował, zapraszał do tańca Chytre Baby z Radomia i Korsarzy. Miał wszystko co potrzeba. Burny też - w odróżnieniu do Raskoksa. Dwie szybkie gry bez historii, ale jakoś tak bez wyrzutów sumienia. Jak się później okazało ops wygrał cały Assault, więc już zupełnie wstydu nie było.

Wszystko co potrzebne.
Skończyłem całość bodajże na 6. miejscu - więc jest ok. A korzystając z własnego odpadnięcia obejrzałem sobie jeszcze kilka innych gier.  Super, że finałowy stolik był wrzucony na TV, ale ja polazłem oglądać na żywo grę o trzecie miejsce między Borinem a JohnnymM. - dawno się tak nie ubawiłem:) Intensywność zagrań obu graczy epicka a pojedynki zwyczajnie ciekawe.
Wiśnia - obserwator ONZ.
 Przy stanie 1-1, tuż po starcie 3 pojedynku była piękna scena, w której Johnny chce odrzucić Chytrą Babą kartę z łapy opsa. Borin tasuje karty, podsuwa je opsowi i mówi "Tylko się postaraj!". Johnny oczywiście wyciąga Kazadora, a Borin na to " dzięki! stand." :) poźniej podszedł jeszcze jeden Stand i brodaty napór nie zostawił czasu na przewinięcie.

Po części turniejowej  zaczęła się integracja na dobre, więc nie ma co się rozpisywać. Ważne, że zabawa na wypasie - Podziękowania dla Orgów! i moje prywatne dla Drumdaara za współprowadzenie soon-to-be Dream Teamu:) na stole z piłkarzykami. Kilka razy nawet wygraliśmy.. Tak ze trzy.:)
 
Jakoś po drugiej zawlekliśmy się do hostelu, i muszę przyznać, że wejście na czwarte piętro nie należało do najlepszych doświadczeń w moim życiu:)

Niedziela/Kataklizm

Karl Franz
 Deckhttp://deckbox.org/sets/668165

Legenda
KF *2 - pod doublinga. Czasem wchodzi - jest spokój ducha przed brutal offeringiem.
Jednostki
Milicyja *3 - sie wie.
Holy Defender *3 - albo rzucisz na tacę, albo wracasz do domu.
Huntsmen *2 - tani szrot musi być na start.
Gold Wizard Acolyte *3 - spokojny atak bez przeszkód.
Resupply Platoon *2 - eko, eko.
Sons of Coin *1 - jak wyżej.
Battle Wizard *2 - no zaatakuj, i dare you ;)
Werner Ludenhof *2 - mobilność uber alles. Na Questach spuszcza łomot agresorom.
Ludwig Schwarzheim *2 - dodatkowy Toughness i psucie krwi oponentów.

Wsparcia
Derricksburg Forge *3 - rozwój jak przy planie Marshalla
Zoo *2 - prosty wybór.
Kościół *2 - na wszelki wypadek ;)
Posąg *2 - starty jakieś muszą być.
Taksa *3 - dziwnym nie jest.
Hospitable Cave *2 - pod Protect the Empire. nasze cwaniaki są nie do ruszenia.

Taktyki
Innowacja *3 - kasa musi być.
Dyscyplina *3 - w niebezpiecznym świecie trza się jakoś zabezpieczyć.
Muster for War *1 - bo mogę. a jak już złapię Fulcruma, to atakować nie trza zbyt wiele.
Doubling *2 - karty muszą być.
Surrender! *1 - na koksów, którym się wydaje, że coś mogą. i żeby mieszać przy stole.
Chain Lightning *1 - really? you wanna attack me? ;)

Misje
Protect the Empire *3 - podstawa decku. z Cavami, Holy Defenderami i Battle Wizardami uprzykrzają życie agresorom.
Hidden Operative *2 - czasem trzeba skoczyć po wino. Dla Wernera podkładka pod Boost ekonomiczny.
Recruiting for War *2- jest trochę supportów, zatem o dociąg nie trudno.

Idea gry tym deckiem jest dość prosta. Należy odpowiednio wczęśnie złapać jakiegoś fulcruma, po czym już go nie oddać;) Sprawdza się to rozwiązanie w przypadku trzyosobowych stolików i krakowskiej punktacji - nawet jeśli nie zwyciężymy, zdobyte punkty dominacji powinny przynieść nam sukces. Kluczem są oczywiście questy - Protect the EMpire, które pozwalają nam w pełni wykorzystać Holy Defenderów i Battle Wizardów. Jest sporo kart robiących nam dobrą ekonomię, jak już się rozdmuchamy to warto wprowadzić Karola, który stabilizuje sytuację. W Ataku jak zwykle sprawdza się Ludwinio w towarzystwie niezastąpionych Gold WIzard Acolytes. Z tym, że atak jeśli już mamy fulcruma, konieczny nie jest.

We Wrocławiu po czterech rundach zakończyłem turniej na 4. miejscu, więc wynik nie jest zły, zwłaszcza biorąc pod uwagę słaniutki wynik na stoliku z Przemem, i brak czasu w ostatniej rundzie, który pozbawił mnie pełni szczęścia.

Runda I vs JohnnyM ORC / Germanus ORC
Orki na stole nigdy nie wróżą nic dobrego, przy tym stole były dwa:/ Udało się jednak szybko uzyskać w drugiej turze Fulcruma - podobnie jak Johnny - co pociągnęło za sobą moją defensywną taktykę. DOszedłem do wniosku, że należy zmarginalizować Germanusa i na spokojnie wzrastać w dominacji, chroniąc swoje zabawki. Udało się podnieść po rzygowinach, następnie wstawić Kaarola i generalnie już był spokój. W ostatniej turze pomogłem Surrenderem! zdobyć Germanusowi fulcrum Johnnego, co dało mi zwycięstwo. W całej grze zaatakowałem dwa razy - raz na fulcrum, i raz w boczną strefę Germanusa.
Wynik do przodu. Ja 8, J 7, G 4 (chyba, jak coś będę prostował po oficjalnych wynikach)

Imperium górą.
Runda II vs Przemo EMP / Yotanka HE
Graliśmy już z Przemem w krk, więc wszystko było jasne - gość potrafi strollować niemal każdego:) Zacząłem kosmicznie (z Musterem) co trochę chyba zaciemniło obraz sytuacji Yotance. Przemo szybko złapał pierwszego Fulcruma i zaczął wzrastać w dominacji, moje podejście do złapania własnego w kolejnej turze zostało zablokowane przez Loeca Yotanki, który jednego sprezentował też Przemowi. Mimo usilnych tłumaczeń, że to zagranie zakończy w zasadzie grę, Yotanka chyba nie ogarnął tematu. Gra skończyła się turę później. Zabrakło ze dwóch młotków w przodzie.
Ja 3, P 8, Y 3

Imperium górą again. Tylko nie to co potrzeba:P
Runda III vs Yotanka HE/ Juri i jego dwugłowa Hydra (Stach + Breas) DE
Początkowy niezły start został trochę przycięty przez Sacrifice to Khaine Juriego. Udało mi się jednak odwinąć, przejąć fulcruma z indirectami dla przeciwników i zabezpieczyć go chłopakami na questach. Yotanka raczej znowu tempo lub dwa z tyłu, za to Mroczniaki kombinowali na potęgę. Ekonomiczna dominacja pozwoliła nam jednak na przejęcie inicjatywy i zagarnięcie stołu.
wyników nie pamiętam, ale było zwycięstwo.

Gdzie dwóch się bije, korzysta trzeci. Niech wiedzą starzy, a także dzieci.
Runda III vs Mielona ORC / Dashi CHA
Znajome towarzystwo przy stoliku, więc spoko. Start koszmarny - bez młotka nawet. Zacząłem żebranie o karciochy z fulcruma Mielony, szczując oponentów na siebie. Dashi soon rzucił Calla i zapełnił swojego battlefielda - jedynym ratunkiem był Rzyg rzucony przez orki. Wylazłem zatem z supportów i poleciał rzyg. Dashi został na wiosce rasowej i chyba blue horrorze, który zastąpił kolegę, Mielona też jakoś mizernie.Wciąż na 3 punktach dominacji zacząłem odbijać się od dna i zdobywać coraz większą kontrolę nad wydarzeniami. Wspólnym siłami udało nam się z Dashim pozbawić Mielonę Fulcrumów - była już na 7 dominacji, i ograniczyć jej możliwości. Wkrótce natarcie Dashiego rozświetlił Łańcuch Błyskawic i zrobiło się naprawdę z górki. Niestety - Brutal Offering spowolnił moją ekspansję, a kończący się czas pozbawił mnie zwycięstwa:/ damn
Ja 6, D 7, M 6

There is only Chaos.
Kataklizmowe zmagania, mimo wstępnego kacora z soboty, wniosły sporo rozrywki - wielkie propsy dla wszystkich, którzy wzięli w nich udział - ponad 20 osób!!! Wygrał Kubala, tuż za nim znaleźli się Raskoks i Przemo - kongratulacjony once again!

Wielkie dzięki raz jeszcze dla Orgów Turnieju, i uczestników, którzy stawili się w słusznej liczbie. Do Bydgoszczy raczej nie zawitam, więc do zobaczenia pewnie na MPkach w Krakowie.
Dzięki też dla wszystkich załogantów Borinowej SteamMaszyny! Zacne Towarzystwo i solidne wyniki wróciły do domu! peace