piątek, 14 lutego 2014

Turniej 6. - Halfway There.

Połowa obecnej ligi za nami. We wczorajszym turnieju wzięła udział spora grupa inwazyjnych entuzjastów, w reakcji na zeszłotygodniową "nadreprezentację" sił Porządku w tym tygodniu meta nam się nieco odmieniło:)


Jedynie dwie osoby sięgnęły po orderowe decki - w obu przypadkach brodate. Większość dała się przeciągnąć na ciemną stronę mocy. Zaczęło się więc strasznie.
Po ostatnich przygodach z Niemcami, tym razem sięgnąłem po Ociemniałych - w moim tradycyjnym wydaniu - czyli na discardzie łapy, z lekką wkładką przewijającą - Corsair Tower. To co się zmieniło od poprzedniego razu to przede wszystkim restrykcja. Wypadł Temple of Spte (a razem z nią Maranith), przyszedł w zamian czas na chwile przyjemności - Pleasure Culty. Korespondencja z naczelnym krakowskim trenerem i konstruktorem + analiza ostatnich zabaw z Dark Elfami  - nie pozostawiły wiele miejsca na wątpliwości. Kulty są kartą, która pozwoli mi pożyć kilka tur dłużej, i chyba w największym stopniu przeszkadzają przeciwnikowi. (przynajmniej w kontekście naszej ligi) W decku był przy okazji pierdylion jedynek i dwójek - różniastych - ale tak lubię, deck jest bardziej elastyczny i jest szansa zareagować na odmienne zagrożenia. Deck DE

Nie wyszło najgorzej, choć - zdarza się to co tydzień - pozostał niedosyt.

Runda I vs Wilkoo DWA 2-0
Zaczynam, więc niby spoko. Jakoś tam startnąłem - ale ops w drugiej turze wrzucił Duregana - myślę, będzie srogo (patrząc na szrot na mojej łapie). Pograliśmy jeszcze kilka tur, a wyraźnie rozkojarzony przeciwnik nie odpalił akcji swego bohatera ani razu, podeszły odpowiednie karty, udało się nieco przykontrolować łapę, Strzaskane Myśli porozbijały dzielnych Brodatych Obrońców, konwenty dopalały na spółkę z pozostałym stuffem sterfy przeciwnika. Pierwsza poszła do przodu, ale głównie ze względu na błędy opsa. Gra druga to mój niezły start, wioska/konwent/jakiś quest i ofiara. i devka w przód. U opsa jedna karta chyba. Spadła po burnie. (o ile dobrze pamiętam) Statki szybko dopłynęły, razem z załogą i supportami, udało się ograniczyć mocno możliwości gry opsa, dociągał trzy karty, spadały mu dwie. Konwenty i baby jagi robiły swoje. Do przodu bez boleści.

Close, but..
 Runda II vs Szymuss ORC 2-1
Szymuss w tym tygodniu przyszedł z osławionym multiatakiem z restrykcyjną hordą. Mimo, że zaczynał miał mocno pod górkę. Kulty robiły swoje i dawały czas na shattered thoughty, korsarzy i odrzut kart z łapy. Wszystkie gry dość podobne - snoty rozwalały mi jedną strefę - na drugą nie starczało zapału.W przegranym starciu w sumie sam się podłożyłem - zapominając odpalać akcje konwentów, w konsekwencji czego szymuss został na 1 obrażeniu, a ja się frajersko przewinąłem:/ Do przodu, w sumie bez większych problemów - choć snoty są imba, a moje starty były nad wyraz przywoite.

..not enough.
Runda III vs Borin DWA 1-1
Z rodziną gra się ciężko :) zwłaszcza brodatą. Borin dwarfy ma we krwi już chyba i zamiata nimi ostatnio strasznie - co z jednej strony cieszy, a z drugiej sparingi czyni trudnymi nie do zniesienia. Pożytek jedynie taki, że jak coś ugram z nim, to jest szansa powalczyć z pozostałymi. Znam dobrze jego deck, i choć niewiele to pomaga - przynajmniej wiem czego się spodziewać. W pierwszej grze zwyczajowy pornostart z jego strony - ja swoim standardem wioska/konwent. Powsadzałem jakieś jednostki zacząłem zrzucać karty złapy, ale nie przegonisz krasnoludów w ekonomii. Co spadnie to wróci za grosze, tunele dają  kosmiczny dociąg, tunelarze z małymi slayerami czyszczą boki i jest przygnębiająco. Cóż z tego, że Czujny Druchii próbował stopować cwaniackie zagrania, wysłany na Pielgrzymkę kilka razy w końcu zrezygnował i tak było już za późno. W pierwszej grze Borin pogrzebał urazy z przytupem - przeszkodziło w sprawnym oporze również to, że moje restrykcyjne kulty pochowały się gdzieś na spodzie talii. damn! Druga gra to przede wszystkim Kulty (Hekatrona nie wystawiłem chyba w żadnej grze tutaj - nie doszedł:/), które dały chwilę oddechu i na tyle sprawnie opóźniały wroga, że można było zadbać nieco o rozwój bocznych stref, przy okazji dziubiąc nieśmiało  opsa Przyczajonymi Informatorami. Baby Jagi porozsiadały się tu i tam, a Wieże Korsarzy zaczęły robić swoje. Dostałbym ponowne baty, ale.. udało się przewinąć w odpowiednim momencie (czytaj - w ostatnim:)) Zaczęliśmy trzecią i mimo niezłego początku z mojej strony, mam wrażenie, że brak czasu na dogranie pozwolił mi wynieść z tej gry remis. Uff

Come at me bro! :)
Runda IV vs Keil CHA 1-1
Keil powrócił po kilku tygodniach nieobecności, i choć zrobił świetny wynik w turnieju - zajmując drugą pozycję w pierwszej grze przekombinował. Zaczałkosmicznie i soon wbijał mi 4 obrażenia napierając z boku. zamiast dokończyć dzieła dał mi chwilę oddechu, Karty, które podeszły do ręki pozwoliły mi się odwinąć, Korsarz złożył ofiarę Hekarti, strzaskał myśli Księciuniowi, wcześniej Zazdrosnymi Oczętami slubiąc go jeszcze z dwóch tokenów. Po tej masakrze nadpłynęła kontrola łapy i temat udało się zamknąć. W grze drugiej - po mulliganie - wystartowałem z jednej karty - mam świadomość, że tak się nie robi z chaosem, ale nic więcej nie było dostępne;) i tak karta - zejście, karta - zejście w rytmie Ptaków i innych Łobuzów. Gra druga wyraźnie w plecy. W trzeciej zaczeło się sympatycznie i odnoszę wrażenie, że sałbszy niż zwyczajowo start opsa, i moje dobre karty na łapie pozwoliłyby mi dowieść zwycięstwo do końca. Zabrakło czasu. Shit happens.

Scary shit.
Runda V vs Raskoks ORC 1-1
Lider się zazielenił tym razem. Odświeżona wersja starego standardu. Więcej pisać pewnie nie powinienem:) Pierwsza gra w moim wydaniu to solidne dziubanie ręki opsa Informatorami i akcjami Statków, konwenty zajęły się jedną strefą a chłopcy i dziewczęta drugą. Dobrze stimingowane strzaskane myśli skorygowały odpowiednio plany przeciwnika, a Oczy karmiły Tokenami zabawki w mojej piaskownicy. W grze drugiej zabawialiśmy się wzajemnie dosyć długo, przeszkadzając jak tylko można:P Zabrakło mi w kluczowym momencie odrzutu, i Raskoks dopalił mnie zostając na czterech kartach w decku :) Przy trzeciej zaczęło się solidnie po mojej stronie i choć czas nie pozwolił dokończyć, discardująca maszyna zaczynała już przyspieszać i znów odnoszę wrażenie, że mogłem pokusić się o wina. Nic to. Wstydu nie ma.

Bolesne spotkania :/
 Wynik 2-3-0 dal mi smutne czwarte miejsce. Smutne - bo podium było w zasięgu. Pozostaje satysfakcja, że znowu przynajmniej pograłem sobie z turniejową wierchuszką (miejsca 1., 2., 3.) i sympatycznie się grało (z wszystkim przeciwnikami).

Na koniec dzięki za półmetkową integrację w zacnym towarzystwie , za strollowanie Borina - propsy Repku!:) i pozakładowe rozkminy! Druga połowa ligi przed nami!
Widzim się czwartkowo. peace

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz